Dzien 7 - 2200 km
Cinque Terre czyli Pięć Ziem to malownicze miejscowości w rejonie który jest rezerwatem krajobrazowym. Nie znajdziecie tu zgiełku miast czy sieci hoteli a kolorowe rybackie wioski przyczepione do skał na samym morzem. Obrazki jak z pocztówki. W ten dzień jeździmy znów bez bagaży które zostały na polu namiotowym. Robimy trasę po wszystkich pięciu miejscowościach (z kronikarskiego obowiązku to Monterosso, Vernazza, Corniglia, Manarola, Riomaggiore, wpisane na liste Unesco). Wszystkie są połączone kolejką lub szlakiem pieszym. My oczywiście wbijamy się na moto tam gdzie nie wpuszczane są samochody czyli prawie w same centra miejscowości.
Dzień 8 - 2640 km
Dzisiaj przeprawiamy się przez ‚buta’ i z zachodniej części lecimy na wschód do Wenecji. Bez większego planu na spanie. W przelocie przez cały czas pomaga nawigacja. Mapy oczywiście tez mamy bo nawi czasem głupieje ale akurat w Garmina można wgrać pliki z internetu zawierające punkty POI. W tym przypadku wrzuciliśmy zestawy pól namiotowych na cały kraj. Pytam wiec nawigacje gdzie znajdziemy spanie najbliżej Wenecji, sprawa staje się banalnie prosta. Po całym dniu docieramy na miejsce i rozbijamy się po drugiej stronie zatoki Weneckiej. Stad większość przeprawia się statkiem. My oczywiście będziemy jechali na moto następnego dnia.
Dzień 9 - 2670 km
Do miasta mamy 15km. Przejazd przez most i jesteśmy w centrum starego miasta. Nie będę się rozpisywał bo o ponoć o najpiękniejszym mieście świata można poczytać w przewodnikach (prywatnie można tylko to potwierdzić). Kanały i zabudowa robią niesamowite wrażenie. Szczególnie na mojej Monice (czego się nie robi dla tej jedynej :) Zwiedzamy cały dzień przy okazji gubiąc się kilka razy. Miasto jest dużo większe niż się wydaje. W końcu w drogę powrotną w kierunku TDMki wybieramy się tramwajem wodnym (czy autobusem jak kto woli). Stad wrażenia są równie niesamowite bo płyniemy kanałami przy zachodzącym słońcu.
Dzień 10 - 3250 km
Zaczyna się czas powrotu. Szkoda nam bardzo ale równie bardzo tęsknimy za naszym synkiem. Ale po drodze czeka nas jeszcze trochę wrażeń. Ruszamy do Wiednia gdzie odwiedzamy drugą kuzynkę (rodzina się rozjechała w dobre miejsca :). Trasa ponownie prowadzi przez Alpy (gdzie będziemy wracać dopóki starczy nam lat i paliwa..). Jedzie się rewelacyjnie, piękna pogoda, widoki, nawierzchnia. Wcinamy obiad z paczki i po 600km docieramy wieczorem do Wiednia.
Dzień 11.
Ten dzień spędzamy typowo turystycznie chodząc po mieście, wcinając lody (włoskie ale już w wersji austriackiej) oraz lokalne wursty-kiełbasy. Fajnie odwiedzić stare miejsca które mieliśmy już okazje oglądać w trakcie poprzedniej podróży na moto.
Dzień 12 - 3610 km
Wracamy do kraju. Jedziemy przez Czechy lokalnymi drogami co okazało się bardzo ‚powolnym’ wyborem. Z upału pogoda się zmienia w ulewę i mamy jedną niebezpieczną sytuacje kiedy to złapaliśmy wodną poduchę pod opony i droga hamowania okazała się znacząco dłuższa niż przewidywałem. Było blisko i byśmy wylądowali na metalowej bramie ale na szczęście wszystko dobrze się kończy. Pogoda w sumie nie dziwi bo im bliżej Polski tym więcej deszczu. Docieramy do Jastrzębia Zdroju gdzie w jakimś raczej ponurym motelu dopada nas nasza rzeczywistość.
Dzien 13 - 4000 km
Ostatnia prosta. Jesteśmy w Warszawie cali i zdrowi, wypoczęci i zmęczeni zarazem po trasie tysiąca wrażeń. Moto spisało się bez najmniejszego zarzutu, nie zjadło oleju, nie jęczało tylko dzielnie okazywało moc (dwie osoby, 3 kufry, tankbak) nawet po alpejskich serpentynach. Dopiero wówczas można naprawdę docenić ten sprzęt!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz