W ta wyprawę wybraliśmy się z Moniką bez wielkich przygotowań. Na
początku roku planowaliśmy wyjazd do Norwegii ale ostatecznie miało być ciepło
wiec obrany został kierunek na Włochy. Motocykl po przeglądzie na sezon.
Jedzenie liofilizowane w paczkach zakupione. Całe spanie (namiot, śpiwory,
materace) wraz z kuchnią (kartusz, palnik) zapakowane do jednego kufra
(Maxia). Sam czasem się dziwie jak to się mieści. Ale po kolei
Dzień 1 - 520 km
Wyruszyliśmy w kierunku Niemiec z Warszawy. Długo się
zastanawiałem czy jechać przez Czechy Austrie czy jednak na zachód.
Chcieliśmy dojechać możliwie najdalej w Polsce. Z postojem we Wrocławiu
dotarliśmy do Zgorzelca.
Dzien 2 - 1220 km
Tutaj plan był na rekordowa trasę. Nie było pewności czy
nasze tyłki zniosą przejazd przez całe Niemcy ale się udało. W deszczu i
chłodzie dotarliśmy przez Monachium prawie do granicy z Austrią, a
konkretnie do Garmisch gdzie chłopaki skaczą na nartach. Po długich
poszukiwaniach w domkach typu Ferienwohnung nie udało się znaleźć noclegu - gospodarze raczej mało
szczerze żałowali, że nie wynajmą nam kwatery na jedną noc. Po pałętaniu
się po okolicy aż do zmroku znaleźliśmy spanie w hotelu. Trasa w ten dzień była raczej nudna, większość po
autostradach ale nie chodziło o zwiedzanie czy widoki tego dnia tylko przelot przez Niemcy.
Dzien 3 - 1520 km
Zaczyna się prawdziwa frajda. Jedziemy przez Alpy. Alpy które kochamy
na motocyklu i one kochają z wzajemnością. Ze wszystkich rewelacyjnych
miejsc na mapie Europy, serpentyny ponad 2000 mnpm są tym po co wsiada
się na moto. Wcześniej przejechaliśmy przez Austrie do Włoch przełęczą
Brennera. To trochę niepotrzebnie bo można ominąć ten odcinek autostrady
i wbijać się od razu na górskie wysokości. Następnym razem będziemy
sprytniejsi. Momentalnie po przejechaniu na drugą stronę Alp zmienia się
klimat. Tutaj jest już bardzo ciepło, winogron rośnie na zboczach i trochę gorsze są drogowe
nawierzchnie niż te genialne Austriackie drogi. W drodze przez malowniczo położone Bolzano celem było jezioro
Garda. Spanie znaleźliśmy na campingu w Riva del Garda i spacerem po okolicy zakończyliśmy dzień.
Dzień 4 - 1660 km
Dzisiaj już zupełnie turystycznie robimy trasę dookoła jeziora. Jedziemy
na lekko bo wszystkie graty zostały zrzucone na campingu. Wrażenia
niesamowite bo jezioro jest otoczone skalistymi zboczami wpadającymi
wprost do jeziora. Przejazd zabrał nam cały dzień z postojami,
kąpielami i zwiedzaniem malowniczych miejscowości.
Dzień 5 - 1860 km
Uderzamy do Mediolanu gdzie odwiedzamy moją kuzynkę Olę i Marzio. Droga w
korkach i upale jest mecząca ale wynagradza nam to zwiedzanie miasta,
spotkanie na pizzy i lodach, które we Włoszech są sposobem na spędzanie wolnego
czasu i okazją do spotkań ze znajomymi. Tak jak u nas na piwo do knajpy, tak tam wybierają się razem na 'gelato'. Wcześniej po drodze jeszcze odwiedziliśmy
Decathlon gdzie dokupowaliśmy kartusz. Wieczorem snuliśmy plany na kolejne dni podróży i po radach od lokalnych znawców
zmieniamy plany i zamiast do Verony jedziemy do Ligurii co później okazało się doskonałym wyborem.
Dzień 6 - 2090 km
Obieramy kierunek do Genui. Miasto z mnóstwem malowniczych
uliczek. które na mnie zrobiło chyba największe wrażenie z do tej pory odwiedzonych większych miast. Położone
w górach i nad morzem zarazem. Ale celem na dziś nie jest Genua a miejscowość Levato które
leży w regionie znanym jako Cinque Terre. Jedziemy przez górskie lokalne drogi prowadzące po samej
riwierze i nad morzem, które to obserwujemy raz to z wysoka raz znad samej wody, taka jazda sprawia
niesamowitą frajdę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz