tdmtheme

tdmtheme

niedziela, 2 sierpnia 2009

Austria 2009 cz.2 - dzień po dniu

Dzień 1
Ogólnie wyjazd miał w zamiarze być turystyczny wiec nie nastawialiśmy sie na nawijanie tysiąca km w jeden dzień. Założenie było takie, że unikamy jazdy w nocy a skoro rekreacja to raczej krówki nie dosiadaliśmy przed 10 rano. Z Warszawy wyruszyliśmy w strone granicy około południa. 390km do Cieszyna i tam nocleg. W poszukiwaniu noclegu, przez przypadek udało nam sie nawet już w mieście nieświadomie przejechać do Czech. Zalety Unii
Paszportów z resztą również nie mieliśmy. Pogoda dopisywała a spanie ostatecznie znaleźliśmy w ośrodku MOSiRu w Cieszynie. I tu wracamy do tematu spodni Bullson. Z wcześniejszych testów wiedziałem, że przemakają i to w kroku wiec trochę słabo. Woda spływająca po kurtce akurat lubi lać sie właśnie tam. Do tego nie oddychające bo miały gumową podpinke wszytą pomiedzy podszewke. Wniosek był prosty, skoro i tak przemakają to równie dobrze można z nich zrobić spodnie oddychające. Tak więc wspólnym trudem i sprytem udało sie dziadostwo wypruć. Co później w upałach okazało sie zbawienne. A żona, po pierwszym dniu zadowolona!

Dzień 2
Od granicy już tylko skok do Wiednia (właściwie bliżej niż do Warszawy). W sumie 750 km od domu. Ząbek przez Czechy (winiet nie trzeba) i reszta przez Słowacje (tutaj winieta miesięczna lub tygodniowa) do Bratysławy i dalej 80km do Wiednia (w Austrii winieta 10 dni. ma sens). Zawsze żona może sie pochwalić, że z mężem w podróży odwiedziła w jeden dzień cztery kraje
Nie lada wyczyn.
Większość trasy w autostradzie co powiedzmy nie jest szczytem marzeń ale dużo lepsza autostrada słowacka niż czeska po betonowych płytach. Aura bezdeszczowa w czasie jazdy. Dotarliśmy na miejsce ok 14tej i dopiero zaczęło padać. Krótkie zwiedzanie popołudniowo wieczorne, w programie parlament, ratusz, uniwersytet, kawa po wiedeńsku. Wikt i spanie u kuzynki. Tutaj wielkie podziekowania przesyłamy dla Patryka i Martyny, którzy nas ugościli. Drobne objawy przejechanych kilometrów na siedzeniu ale żona zadowolona.

Dzień 3
Celem Gerlos czyli przeprawa przez Austrie i Alpy. Od razu skasowałem myśli o jechaniu autostradą bo nigdy bym sobie nie wybaczył ominięcia całej frajdy przejazdu przez góry. Trasa liczyła blisko 500km co przez góry myśle nie jest takie proste. Wiedziałem, że dzień bedzie długi ale to co nasz czekało warte wysiłku. Aura sie nie zapowiadała najlepsza. Po wieczornych deszczach w stolicy rano nadal było pochmurnie i mżyło. Właściwie już po 40km od Wiednia zaczynają sie góry a po ok 100km złapał nas deszcz. W ogóle poranek szedł jak po grudzie – najpierw postój na kawe (już w klimatycznej górskiej knajpie) w celach grzewczych, później przebieranki w ciuchy przeciwdeszczowe bo zaczęło padać a dosłownie pięć zakrętów po tym, gwóźdź programu czyli Policja.. Pan policjant (bez uśmiechu) zaprosił na boczek i kazał podjechać pod busa. A że nasz niemiecki jest na poziomie dwulatka i dogadujemy sie rękami i nogami wspomagając angielskim nie bardzo wiedziałem co nas czeka. Przed zatrzymaniem jechaliśmy ok 80km/h. Z busa wyszło dwóch w cywilu z miernikami. Bez zbędnych formalności wetknęli sondy w wydech, mikrofon obok i dalej wkręcamy moto na 4tysiące obrotów. I wszystko było jasne o co chodzi. Nie wiem dokładnie co wyszło z pomiarów i jakie są przepisowe limity, ale dalej z panem policjantem zaczeliśmy dyskutować (tzn. on po niemiecku a ja ledwo ledwo) o co jeszcze mu chodzi. I chodziło o.. apteczke. Była uff. To znaczy w apteczce mogło by być pół kilo gwoździ ale torebka była czerwona z białym krzyżykiem i to sie liczyło. Alles było in ordnung i jedziemy dalej drogą krajową nr 20. Niesamowicie pozakręcana trasa, szczególnie polecam odcinek od Traisen do Mariazell. Przed samym celem – Gerlos zastała nas jeszcze Gerlos Alpine Road (platne 4euro) i wspinaczka tym samym na 1600m.Kwatera, wlaściwie małe mieszkanko na miejscu okazała się idealna. Tutaj zostajemy 3 dni. Do tej pory nawinięte 1225km. Żona zmęczona ale zadowolona

Dzień 4
Pogoda nadal dopisywała, słonecznie i prawie bezchmurnie. Postanowiliśm więc skorzystać i wybrać sie na GrossGlockner bo nigdy nie wiadomo kiedy aura sie zmieni. Do miejscowości Bruck mieliśmy jakieś 80km dojazdu, później zapłacone 18 euro za wjazd i można sie cieszyć najbardziej niesamowitą trasą jaką w życiu jechałem. 53km, dziesiątki winkli, wspinaczka na 2500m i panorama zapierająca dech w piersiach. Fakt, że Monika z tylnego siedzenia widoków miała wiecej, ale za to ja prawdziwą frajde z jazdy. Biker’s Nest jest na szczycie trasy skąd można dalej jechać w strone lodowca Pasterze. Tutaj fotka z lodowcowym jęzorem i powrót w strone Bruck. W sumie nawinięte 1470km. Żona widokami zachwycona

Dzień 5
Tym razem z wyruszyliśmy w przeciwną strone z Gerlos – do Inssbrucka. Po drodze miał być damski hit wyjazdu czyli fabryka Svarowskiego w Wattens. I był – tylko okazał sie marnym hitem a bardziej wciskanym kitem. Teraz to wiemy. Ale Inssbruck sprawił doskonałe wrażenie. Miasto nad którym wznoszą sie skaliste szczyty siegające 2000m. Do tego stare miasto robi wrażenie. Na koniec zostawiliśmy skocznie w Bergisel i zamek Ambras. Za wszystkie atrakcje wypłacić nie sposób bo jeden typowo turystyczny dzień może zrujnować portfel. Wszędzie opłaca sie minimum 7-8 euro za osobę. Żona zadowolona i w kryształy obkupiona
Nawinięte 1640km.

Dzień 6
Dzisiaj przenosiny z Gerlos do Flachau. Po drodze zwiedzamy wodospady Krimml, Kaprun, lodowiec Kitzsteinhorn gdzie można wjechać na ponad 3000m. (byliśmy na 2500 moto wiec sobie darowaliśmy – ale tutaj narty cały rok!). Dalej do Zell Am See. Korzystając z upalnej pogody zaliczyłem kąpiel w jeziorze z panoramą gór w tle. Do samego już Flachau zgubiliśmy lekko droge i spotkała nas typowo górska
niespodziewanka. Ulewa albo i oberwanie chmury. Wyletnieni, bez podpinek i zapiętych zamków w kurtkach zaczęło lać tak że trzeba było sie chować. Tylko zanim to sie udało byliśmy kompletnie przemoczeni. Do kwatery pozostało nam 2km!! Jadąc dalej i widząc niewiele, studzienka kanalizacyjna nie zdołała jeszcze odebrać wody i wjechaliśmy na koniec w kałuże. Taką, że Monice woda włała sie górą do butów. Ale żona i TDMa były dzielne i udało sie przejechać. Za 1000m cel.. Obawiałem sie czy nie będzie problemów z paleniem krówki ale niespodzianki nie było. Nawinięte w sumie 1830km.

Dzień 7
Z Flachau do Salzburga dzieliło nas jedyne 80km. Miasto położone w niższych górach niż Inssbruck ale wrażenie robi równie imponujące. Turystów z resztą w obu miejscach jest pełno. Przyciąga ich pewnie miejsce urodzin Mozarta. Niedaleko miasta zwiedziliśmy zamek Helbrun, który słynie z tzw. ‚trick fountains’. Warto zobaczyć bo nieźle można sie ubawić. Markus Sittikus – biskup, który go zbudował miał niezłe poczucie humoru. Nawinięte 2006km.

Dzień 8
Dzień powrotu z Alp do Wiednia. Po przybyciu na miejsce dowiedzieliśmy sie, że temperatura siegała nawet 33 stopni. Na wieczór zafundowaliśmy sobie wraz z kuzynką zwiedzanie Schonbrunn i wypasione lody. To tak na deser i pożegnanie z Austrią. Nawinięte 2340km.

Dzięń 9
Dzisiaj powrót do Polski. Pierwszy dzień, który naprawde można zaliczyć do deszczowych. Cały dzień padało ale bez ulewy. Dało sie jechać tylko momentami bywało ślisko. Na takiej nawierzchni Piloty Roady jakoś mnie nie przekonały. O ile na suchym było doskonale, na mokrej nawierzchni nie miałem do nich zaufania. Po drodze przystanek na obiad na Słowacji (cena obiadu za dwie osoby to tyle co w Austri za jedną). Bez przygód dotarliśmy do Cieszyna na nocleg. Żona zmoczona ale najbardziej za synkiem Wiktorem stęskniona.

Dzień 10.
Z granicy wyruszylismy o 8 rano. Przy suchej ale wietrznej pogodzie i walce z koleinami dotarliśmy do Warszawy wczesnym popołudniem. Nareszcie w komplecie z Wiktorem. Przejechane 3103km.

W Alpy koniecznie trzeba wrócić!! Krówka spisała sie doskonale i niezawiodła ani razu. Spałała ok 4.5 l. Paliwo w cenie ok 1.12. W sumie koszty paliwa to ok 160 euro. Do tego zakwaterowanie ok 150 euro, wieniety 18 euro, spanie w Polsce i pozostałe widzimisie. Pogode wygraliśmy na loterii a im dalej od wyjazdu, tym lepiej go wspominamy. Teraz plany na kolejne lato – pewnie Norwegia albo Bałkany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz