tdmtheme

tdmtheme

piątek, 3 czerwca 2011

Italia 2011 cz.1

W ta wyprawę wybraliśmy się z Moniką bez wielkich przygotowań. Na początku roku planowaliśmy wyjazd do Norwegii ale ostatecznie miało być ciepło wiec obrany został kierunek na Włochy. Motocykl po przeglądzie na sezon. Jedzenie liofilizowane w paczkach zakupione. Całe spanie (namiot, śpiwory, materace) wraz z kuchnią (kartusz, palnik) zapakowane do jednego kufra (Maxia). Sam czasem się dziwie jak to się mieści. Ale po kolei

Dzień 1 - 520 km
Wyruszyliśmy w kierunku Niemiec z Warszawy. Długo się zastanawiałem czy jechać przez Czechy Austrie czy jednak na zachód. Chcieliśmy dojechać możliwie najdalej w Polsce. Z postojem we Wrocławiu dotarliśmy do Zgorzelca.

Dzien 2 - 1220 km
Tutaj plan był na rekordowa trasę. Nie było pewności czy nasze tyłki zniosą przejazd przez całe Niemcy ale się udało. W deszczu i chłodzie dotarliśmy przez Monachium prawie do granicy z Austrią, a konkretnie do Garmisch gdzie chłopaki skaczą na nartach. Po długich poszukiwaniach w domkach typu Ferienwohnung nie udało się znaleźć noclegu - gospodarze raczej mało szczerze żałowali, że nie wynajmą nam kwatery na jedną noc. Po pałętaniu się po okolicy aż do zmroku znaleźliśmy spanie w hotelu. Trasa w ten dzień była raczej nudna, większość po autostradach ale nie chodziło o zwiedzanie czy widoki tego dnia tylko przelot przez Niemcy.

Dzien 3 - 1520 km
Zaczyna się prawdziwa frajda. Jedziemy przez Alpy. Alpy które kochamy na motocyklu i one kochają z wzajemnością. Ze wszystkich rewelacyjnych miejsc na mapie Europy, serpentyny ponad 2000 mnpm są tym po co wsiada się na moto. Wcześniej przejechaliśmy przez Austrie do Włoch przełęczą Brennera. To trochę niepotrzebnie bo można ominąć ten odcinek autostrady i wbijać się od razu na górskie wysokości. Następnym razem będziemy sprytniejsi. Momentalnie po przejechaniu na drugą stronę Alp zmienia się klimat. Tutaj jest już bardzo ciepło, winogron rośnie na zboczach i trochę gorsze są drogowe nawierzchnie niż te genialne Austriackie drogi. W drodze przez malowniczo położone Bolzano celem było jezioro Garda. Spanie znaleźliśmy na campingu w Riva del Garda i spacerem po okolicy zakończyliśmy dzień.

Dzień 4 - 1660 km
Dzisiaj już zupełnie turystycznie robimy trasę dookoła jeziora. Jedziemy na lekko bo wszystkie graty zostały zrzucone na campingu. Wrażenia niesamowite bo jezioro jest otoczone skalistymi zboczami wpadającymi wprost do jeziora. Przejazd zabrał nam cały dzień z postojami, kąpielami i zwiedzaniem malowniczych miejscowości.

Dzień 5 - 1860 km
Uderzamy do Mediolanu gdzie odwiedzamy moją kuzynkę Olę i Marzio. Droga w korkach i upale jest mecząca ale wynagradza nam to zwiedzanie miasta, spotkanie na pizzy i lodach, które we Włoszech są sposobem na spędzanie wolnego czasu i okazją do spotkań ze znajomymi. Tak jak u nas na piwo do knajpy, tak tam wybierają się razem na 'gelato'. Wcześniej po drodze jeszcze odwiedziliśmy Decathlon gdzie dokupowaliśmy kartusz. Wieczorem snuliśmy plany na kolejne dni podróży i po radach od lokalnych znawców zmieniamy plany i zamiast do Verony jedziemy do Ligurii co później okazało się doskonałym wyborem.

Dzień 6 - 2090 km
Obieramy kierunek do Genui. Miasto z mnóstwem malowniczych uliczek.  które na mnie zrobiło chyba największe wrażenie z do tej pory odwiedzonych większych miast. Położone w górach i nad morzem zarazem. Ale celem na dziś nie jest Genua a miejscowość Levato które leży w regionie znanym jako Cinque Terre. Jedziemy przez górskie lokalne drogi prowadzące po samej riwierze i nad morzem, które to obserwujemy raz to z wysoka raz znad samej wody, taka jazda sprawia niesamowitą frajdę




czwartek, 2 czerwca 2011

Italia 2011 cz.2

Dzien 7 - 2200 km
Cinque Terre czyli Pięć Ziem to malownicze miejscowości w rejonie który jest rezerwatem krajobrazowym. Nie znajdziecie tu zgiełku miast czy sieci hoteli a kolorowe rybackie wioski przyczepione do skał na samym morzem. Obrazki jak z pocztówki. W ten dzień jeździmy znów bez bagaży które zostały na polu namiotowym. Robimy trasę po wszystkich pięciu miejscowościach (z kronikarskiego obowiązku to Monterosso, Vernazza, Corniglia, Manarola, Riomaggiore, wpisane na liste Unesco). Wszystkie są połączone kolejką lub szlakiem pieszym. My oczywiście wbijamy się na moto tam gdzie nie wpuszczane są samochody czyli prawie w same centra miejscowości.

Dzień 8 - 2640 km
Dzisiaj przeprawiamy się przez ‚buta’ i z zachodniej części lecimy na wschód do Wenecji. Bez większego planu na spanie. W przelocie przez cały czas pomaga nawigacja. Mapy oczywiście tez mamy bo nawi czasem głupieje ale akurat w Garmina można wgrać pliki z internetu zawierające punkty POI. W tym przypadku wrzuciliśmy zestawy pól namiotowych na cały kraj. Pytam wiec nawigacje gdzie znajdziemy spanie najbliżej Wenecji, sprawa staje się banalnie prosta. Po całym dniu docieramy na miejsce i rozbijamy się po drugiej stronie zatoki Weneckiej. Stad większość przeprawia się statkiem. My oczywiście będziemy jechali na moto następnego dnia.

Dzień 9 - 2670 km
Do miasta mamy 15km. Przejazd przez most i jesteśmy w centrum starego miasta. Nie będę się rozpisywał bo o ponoć o najpiękniejszym mieście świata można poczytać w przewodnikach (prywatnie można tylko to potwierdzić). Kanały i zabudowa robią niesamowite wrażenie. Szczególnie na mojej Monice (czego się nie robi dla tej jedynej :) Zwiedzamy cały dzień przy okazji gubiąc się kilka razy. Miasto jest dużo większe niż się wydaje. W końcu w drogę powrotną w kierunku TDMki wybieramy się tramwajem wodnym (czy autobusem jak kto woli). Stad wrażenia są równie niesamowite bo płyniemy kanałami przy zachodzącym słońcu.

Dzień 10 - 3250 km
Zaczyna się czas powrotu. Szkoda nam bardzo ale równie bardzo tęsknimy za naszym synkiem. Ale po drodze czeka nas jeszcze trochę wrażeń. Ruszamy do Wiednia gdzie odwiedzamy drugą kuzynkę (rodzina się rozjechała w dobre miejsca :). Trasa ponownie prowadzi przez Alpy (gdzie będziemy wracać dopóki starczy nam lat i paliwa..). Jedzie się rewelacyjnie, piękna pogoda, widoki, nawierzchnia. Wcinamy obiad z paczki i po 600km docieramy wieczorem do Wiednia.

Dzień 11.
Ten dzień spędzamy typowo turystycznie chodząc po mieście, wcinając lody (włoskie ale już w wersji austriackiej) oraz lokalne wursty-kiełbasy. Fajnie odwiedzić stare miejsca które mieliśmy już okazje oglądać w trakcie poprzedniej podróży na moto.

Dzień 12 - 3610 km
Wracamy do kraju. Jedziemy przez Czechy lokalnymi drogami co okazało się bardzo ‚powolnym’ wyborem. Z upału pogoda się zmienia w ulewę i mamy jedną niebezpieczną sytuacje kiedy to złapaliśmy wodną poduchę pod opony i droga hamowania okazała się znacząco dłuższa niż przewidywałem. Było blisko i byśmy wylądowali na metalowej bramie ale na szczęście wszystko dobrze się kończy. Pogoda w sumie nie dziwi bo im bliżej Polski tym więcej deszczu. Docieramy do Jastrzębia Zdroju gdzie w jakimś raczej ponurym motelu dopada nas nasza rzeczywistość.

Dzien 13 - 4000 km
Ostatnia prosta. Jesteśmy w Warszawie cali i zdrowi, wypoczęci i zmęczeni zarazem po trasie tysiąca wrażeń. Moto spisało się bez najmniejszego zarzutu, nie zjadło oleju, nie jęczało tylko dzielnie okazywało moc (dwie osoby, 3 kufry, tankbak) nawet po alpejskich serpentynach. Dopiero wówczas można naprawdę docenić ten sprzęt!